poniedziałek, 28 marca 2016

" Ile czasu potrzeba, żeby...powrócić "

Ostatnio opisywałam, w którymś ze swoich wierszy historię dwóch kobiet, jedna młodsza straciła córkę, a druga matka obserwuje, jak Jej córka się zadręcza przez śmierć wnuczki. Historia, jak wiele podawanych w tv. Prawdziwa w czym jest więc niezwykła?. Dlaczego o niej wspominam ...
Bo to historia dziewczyny, którą znam..Kilkanaście m-cy temu straciła córkę. Chyba nie trzeba opisywać ogromu tragedii, jaką to traumatyczne wydarzenie wniosło w Jej życie. Nie muszę opisywać, jak moja bohaterka leżała bezwładnie na podłodze zwinięta w kłębek, wyjąc licząc, że i ją Bóg zabierze. Potem leżała już w bezruchu z nieobecnym wzrokiem, nie płacząc, nie mówiąc... I to wszystko obserwowała Jej matka - kobieta w podeszłym wieku, mocno schorowana. bezradna, samotna w tym wszystkim. To nie były godziny, dni, tylko długie miesiące. Długie dni i jeszcze dłuższe noce. Niby każdy współczuł Jej, rozumiał, pocieszał, ale....
Po pewnym czasie do domu zaczęły przychodzić listy, w których ponaglano moją bohaterkę do powrotu do pracy ...Tylko właśnie, jak to się ma  do tego. Czy dwa tygodnie jest wyznacznikiem, że człowiek po upływie 14 dni zapomni, pozbiera się i wróci do rzeczywistości. Być może jest to długi czas . Nie mnie go oceniać. Na pewno każdy z nas jest inny. Jedni od razu wracają do życia a inni, podobnie jak opisywana przeze mnie kobieta potrzebują go bardzo, bardzo dużo.Tylko patrząc, że okres żałoby przeważnie składa się z trzech etapów, to jak dla mnie dwa tygodnie to bardzo krótki czas. W tym czasie skończyło się jej małżeństwo, czyli jedna tragedia pociągnęła za sobą następne. Pytam, więc jak można po takich wydarzeniach zebrać się i funkcjonować?
Nie wiem...Po co to mówię, a po to żeby może będąc takim pracodawcą, sąsiadem, bratem, córką, mężem, żoną zrozumieć, że paragraf jest paragrafem, ale my jesteśmy tylko ludźmi, a nie robotami. Każdy z nas potrzebuje różnego czasu, żeby poukładać swoje "nowe" życie. Zebrać się w sobie znaleźć siłę, która przywróci nas do rzeczywistości...czasami taka ludzka wyrozumiałość czyni cuda...

Alex

2 komentarze:

  1. W takich sytuacjach życiowych trudno cokolwiek doradzić. Sam przeżywałem nieporównywalnie mniejszą traumę, gdy w nocy dowiedziałem się, że mój najmłodszy syn leży w szpitalu z pękniętą podstawą czaszki.Pamiętam roztargnienie mojej żony, jej bezradność i błędny wzrok, i... świadectwo jej niezłomnej wiary - noc spędzoną z różańcem w ręku. To jest w życiu najważniejsze - zaufanie Bogu! On, Miłosierny Ojciec,zawsze nas wysłuchuje. Zawsze jednak czyni to, co jest dla nas najlepsze, chociaż nie zawsze - po ludzku - potrafimy to pojąć.
    PS. Olu, zajrzyj do prywatnych wiadomości, coś Ci za chwilę napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tadeusz, bardzo mi przykro z powodu Waszych z Żoną przeżyć. Twoja historia niestety potwierdza jedno - niezbadane są wyroki boskie. Nigdy nie wiemy co za nami, a co przed. Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń

O życiu słów kilka

W ramionach Ukryło się człowieczeństwo Przytulne przetrwało wieczność O życiu słów kilka... chciałam jabłko dostałam ogryzek miało...