Bezdomny w kartonie mieszka
Na ulicy cały dzień leży
Zmarznięte dłonie po jałmużnę
Wyciąga każdy go szyderczym
Wzrokiem mija ktoś niby przypadkiem
Potknie i kopnie złe spojrzenia w niego
Przechodnie kierują czasem swą
Ślinę w niego skierują
A on leży niemy w swojej historii
Zamknięty w ofiarowanych
Rozpadłych już łachmanach
Klęczy z głową w dół ziemi
Skierowaną nie modli się tylko o
Spokój udręczonej duszy prosi
Jednak w jego życiu nawet
Darmowe słońce nic nie wnosi
Potępiony odrzucony na łaskę
Nie łaskę życiem skazany
Miota się błąka w życiowej
Plątaninie niczym Hiob nie
Rozumie za co spadły na
Niego te niezawinione udręki
Liczy w myślach chwili radości
Wspomina na palcach je
Wylicza jak gdyby chciał
Zatrzymać obrazy swych
Odległych wspomnień
Upamiętnić światu pokazać
Na ulicy cały dzień leży
Zmarznięte dłonie po jałmużnę
Wyciąga każdy go szyderczym
Wzrokiem mija ktoś niby przypadkiem
Potknie i kopnie złe spojrzenia w niego
Przechodnie kierują czasem swą
Ślinę w niego skierują
A on leży niemy w swojej historii
Zamknięty w ofiarowanych
Rozpadłych już łachmanach
Klęczy z głową w dół ziemi
Skierowaną nie modli się tylko o
Spokój udręczonej duszy prosi
Jednak w jego życiu nawet
Darmowe słońce nic nie wnosi
Potępiony odrzucony na łaskę
Nie łaskę życiem skazany
Miota się błąka w życiowej
Plątaninie niczym Hiob nie
Rozumie za co spadły na
Niego te niezawinione udręki
Liczy w myślach chwili radości
Wspomina na palcach je
Wylicza jak gdyby chciał
Zatrzymać obrazy swych
Odległych wspomnień
Upamiętnić światu pokazać