Wpadła do domu tak nagle
Sobota i już od progu drze się
Na gardło swe całe
Robota! Robota!
Ciszej! Powiadam śpią
Wszyscy tygodniem
Zmęczeni wolnym uśpieni
Popatrzyła na mnie swoim
Wzrokiem zajadłym
Tyle do sprzątania mamy!
A wy spanie pielęgnujecie!
Ja już szmaty wiadra i mopy
Naszykowałam wszędzie płynu
Do mycia ponalewałam nie będę
Tu czekać do wieczora bo to na
Sprzątanie nie pora
Patrzę wzrokiem błagalnym
Jak przełożyć ten rytuał sobotniego
Sprzątania może kawą ją choć
Na chwilę kupię lecę do kuchni
Parzę aromatyczną miksturę
Niosę napełnioną w dwa
Kawy po brzegi rozlaną
Usiadła sobota wygodnie
Na sofie i kubek ochoczo do
Ręki wzięła pije łapczywie jakby
Na czas po chwili wzrok swój
Na mnie zatrzymała i stanowczo
Rzekła Pij spokojnie choć robota
Jak sobota wiecznie czekać nie
Będzie