Za oknem taka dziwna pani mi się dziś przyglądała.
Liście złotem obmalowała.
Przysiadła na chwilę na ławce w ogrodzie.
Kwiaty delikatnie zasuszyła,
i trawę rosą delikatnie zwilżyła.
Babie lato na płocie powiesiła.
Jej ciało takim smutkiem dziwne udręczone.
Zmęczona, strapiona oczy ku słońcu wystawiła.
Kilka promieni swym spojrzeniem złapała
i na rykowisko jeleni je skierowała.
Rozkoszując się tą zalotną ich wibracją.
Posiedziała, po czym nagle wstała...
Resztkami sił cały ogród domalowała.
Na odchodne ręką do mnie pomachała.
Odeszła mgłą otulona...
Liście złotem obmalowała.
Przysiadła na chwilę na ławce w ogrodzie.
Kwiaty delikatnie zasuszyła,
i trawę rosą delikatnie zwilżyła.
Babie lato na płocie powiesiła.
Jej ciało takim smutkiem dziwne udręczone.
Zmęczona, strapiona oczy ku słońcu wystawiła.
Kilka promieni swym spojrzeniem złapała
i na rykowisko jeleni je skierowała.
Rozkoszując się tą zalotną ich wibracją.
Posiedziała, po czym nagle wstała...
Resztkami sił cały ogród domalowała.
Na odchodne ręką do mnie pomachała.
Odeszła mgłą otulona...