Stoisz przede mną cała pobladła.
Trzęsiesz się na patykowych nogach.
Ciągle zimno Cię przytula.
Słaba, wątła, nikniesz w oczach.
Gołym okiem widzę,
że od dawna znowu nic nie jadłaś.
Cera twoja już ziemista,
jakby z krwi odsączona.
Proponuję obiad,
ale Ty "już przecież jadłaś".
Dwa obiady, trzy desery,
i Bóg jeden wie, co tam jeszcze do cholery!
Stoisz, kłamiesz w żywe oczy i
z głowy menu mi recytujesz.
To polecasz, to zachwalasz.
To już jadłaś, to na jutro.
Twoje oczy świeca kłamliwą pustką,
gdy tak stoisz przede mną pochylona.
Ściskasz brzuch swój od niechcenia
i mi wmawiasz, że "to od jedzenia".
Dość już miałam tej rozmowy.
Zadzwoniłam pod numer alarmowy.
Pogotowie przyjechało i ze sobą Cię zabrało.
Darłaś i mocno się wiłaś,
Krzycząc w głos, że mnie ZNIENAWIDZIŁAŚ.
Teraz widzę Ciebie czasem,
jak koło mnie z dzieckiem spacerujesz.
Żyjesz.
Trzęsiesz się na patykowych nogach.
Ciągle zimno Cię przytula.
Słaba, wątła, nikniesz w oczach.
Gołym okiem widzę,
że od dawna znowu nic nie jadłaś.
Cera twoja już ziemista,
jakby z krwi odsączona.
Proponuję obiad,
ale Ty "już przecież jadłaś".
Dwa obiady, trzy desery,
i Bóg jeden wie, co tam jeszcze do cholery!
Stoisz, kłamiesz w żywe oczy i
z głowy menu mi recytujesz.
To polecasz, to zachwalasz.
To już jadłaś, to na jutro.
Twoje oczy świeca kłamliwą pustką,
gdy tak stoisz przede mną pochylona.
Ściskasz brzuch swój od niechcenia
i mi wmawiasz, że "to od jedzenia".
Dość już miałam tej rozmowy.
Zadzwoniłam pod numer alarmowy.
Pogotowie przyjechało i ze sobą Cię zabrało.
Darłaś i mocno się wiłaś,
Krzycząc w głos, że mnie ZNIENAWIDZIŁAŚ.
Teraz widzę Ciebie czasem,
jak koło mnie z dzieckiem spacerujesz.
Żyjesz.