Starszy pan codziennie
Na parkowej ławce przysiadywał
Z głową w dół pochyloną
Siedział tam godzinami ze
Swoją samotnością obcował
Na parkowej ławce przysiadywał
Z głową w dół pochyloną
Siedział tam godzinami ze
Swoją samotnością obcował
Przysiadał na niej co rano
Kiedy ludzie pędem mknęli
Do pracy szkoły przed siebie
Siedział cichutko nie patrząc
Nikomu z mijanych go ludzi w oczy
Kiedy ludzie pędem mknęli
Do pracy szkoły przed siebie
Siedział cichutko nie patrząc
Nikomu z mijanych go ludzi w oczy
Przesiadywał też popołudniu
Kiedy dzień w połowie zmianę
Swoją świętował a ludzie obładowani
Pośpiesznymi zakupami trącali go
Od niechcenia swoimi siatkami
Kiedy dzień w połowie zmianę
Swoją świętował a ludzie obładowani
Pośpiesznymi zakupami trącali go
Od niechcenia swoimi siatkami
Widzieli go również z wieczora
Choć mroźna już przecież pora
By siedzieć tak samotnie w parku
Nikt jednak nie zatrzymał się ani nie
Zapytał czy wszystko u niego w porządku
Choć mroźna już przecież pora
By siedzieć tak samotnie w parku
Nikt jednak nie zatrzymał się ani nie
Zapytał czy wszystko u niego w porządku
Później już nikt go nigdy nie widział
Nie było już tego starszego pana
Którego wszyscy z ławki przecież znali
Zniknął ze swoją nieodczytaną historią
Ze swojej ulubionej ławki
Nie było już tego starszego pana
Którego wszyscy z ławki przecież znali
Zniknął ze swoją nieodczytaną historią
Ze swojej ulubionej ławki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz